Część II.
Ir.
- Gdzie ona jest?! Mieliście ją tu przywieść, idioci! - darłem się na wysłanników.
Byli to trzej mężczyźni. Tylko dwoje schylili głowę, ukazując pokorę.
Trzeci zaś - patrzał mi prosto w oczy. Był niegdyś moim najlepszym przyjacielem, oczywiście przed moją koronacją. Jego pomarańczowo - czerwone oczy patrzały na mnie wyzywająco. Na ustach igrał delikatny uśmiech, który mnie sfrustrował. Jego niemal białe włosy urosły znacznie. Każdy dotyk go zmieniał. Kiedyś miał delikatne rysy, teraz szlachetne. Było to strasznie krępujące stać koło kogoś o tak niezwykłej urodzie.
Koło niego jego wuj, Bard, i brat, Aer, zaczęli się wiercić. Podobni do siebie jak dwie krople wody. Oczy zielone, włosy brązowe, kilka piegów na polikach. Tak najłatwiej opisać ich wygląd. Nie wyróżniali się niczym szczególnym.
- Czego chcecie? - spytałem się niezbyt przyjaźnie.
- Przywódco, to przez Asa nie wykonaliśmy zadania. - powiedział skrępowany Aer.
Spojrzałem się na białowłosego pytająco. As zmrużył oczy i wzruszył ramionami. Podszedł bliżej i klęknął.
- Tak, to moja wina! Miłościwy panie, zlituj się nade mną! - krzyknął ironicznym głosem.
- Nie rób ze mnie debila, As. Moja cierpliwość ma granice - powiedziałem szeptem. - Coś ty zrobił?
As wstał z kolan i otrzepał spodnie. Odwrócił się do wuja i poczekał aż Bard kiwnie głową. Taka tradycja.
- Powiedziałem, że nie będę służył bękartowi. - powiedział, warząc słowa.
Nie wierzyłem własnym uszom - As poniżył kogoś ze względu na pochodzenie. Sam wiedział, że nie warto oceniać kogoś po wyglądzie, wyznaniu i pochodzeniu. Sam pochodziłem od ateistów, a władałem ludem wzorowanym na Ablu. Ludzie, wtedy nastolatkowie, zmienili się nie do poznania. Zaczęli wierzyć. Wzorowanym na bratobójcy nic to nie dało. Tylko mój lud otrzymał łaskę.
- Sam byłeś poniżany... - próbowałem ukryć zdenerwowanie w głosie.
As przyjrzał się swoim paznokciom. Po kilku sekundach uniósł wzrok i podszedł bliżej mnie. Z tej odległości mogłem dojrzeć nawet małą bliznę koło kącika prawego oka.
- Wszystko musisz wypominać? - spytał.
Mimo to, że tego nie okazywał, widziałem głęboki żal, który próbował ukryć.
- Jestem tylko zaskoczony... - zacząłem.
- Ty zawsze jesteś tylko zaskoczony! Nigdy nie ukazujesz uczuć, POTWORZE! - zaczął wrzeszczeć.
Odwrócił się i wybiegł z wielkiego pomieszczenia. Jego wuj i brat spojrzeli się na mnie jak na złoczyńcę.
- WYNOCHA! - wydarłem się.
Mężczyźni potykali się jeden o drugiego, by tylko wydostać się z sali.
- Chcę pobyć sam. - powiedziałem do straży.
Wyszli z wahaniem. Skierowałem się do moich pokoi. Usiadłem na łóżku. Podbiegł do mnie mój kot Stefan. Był świetny. Cały czarny i te jego oczy... ech... jedyny był wierny!
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
- Mówiłem, że chcę pobyć sam! - krzyknąłem.
Poczułem uderzenie w lewą skroń. Zobaczyłem przed upadkiem twarz oprawcy.
- Ty zdrajco... - zdążyłem powiedzieć.
Byli to trzej mężczyźni. Tylko dwoje schylili głowę, ukazując pokorę.
Trzeci zaś - patrzał mi prosto w oczy. Był niegdyś moim najlepszym przyjacielem, oczywiście przed moją koronacją. Jego pomarańczowo - czerwone oczy patrzały na mnie wyzywająco. Na ustach igrał delikatny uśmiech, który mnie sfrustrował. Jego niemal białe włosy urosły znacznie. Każdy dotyk go zmieniał. Kiedyś miał delikatne rysy, teraz szlachetne. Było to strasznie krępujące stać koło kogoś o tak niezwykłej urodzie.
Koło niego jego wuj, Bard, i brat, Aer, zaczęli się wiercić. Podobni do siebie jak dwie krople wody. Oczy zielone, włosy brązowe, kilka piegów na polikach. Tak najłatwiej opisać ich wygląd. Nie wyróżniali się niczym szczególnym.
- Czego chcecie? - spytałem się niezbyt przyjaźnie.
- Przywódco, to przez Asa nie wykonaliśmy zadania. - powiedział skrępowany Aer.
Spojrzałem się na białowłosego pytająco. As zmrużył oczy i wzruszył ramionami. Podszedł bliżej i klęknął.
- Tak, to moja wina! Miłościwy panie, zlituj się nade mną! - krzyknął ironicznym głosem.
- Nie rób ze mnie debila, As. Moja cierpliwość ma granice - powiedziałem szeptem. - Coś ty zrobił?
As wstał z kolan i otrzepał spodnie. Odwrócił się do wuja i poczekał aż Bard kiwnie głową. Taka tradycja.
- Powiedziałem, że nie będę służył bękartowi. - powiedział, warząc słowa.
Nie wierzyłem własnym uszom - As poniżył kogoś ze względu na pochodzenie. Sam wiedział, że nie warto oceniać kogoś po wyglądzie, wyznaniu i pochodzeniu. Sam pochodziłem od ateistów, a władałem ludem wzorowanym na Ablu. Ludzie, wtedy nastolatkowie, zmienili się nie do poznania. Zaczęli wierzyć. Wzorowanym na bratobójcy nic to nie dało. Tylko mój lud otrzymał łaskę.
- Sam byłeś poniżany... - próbowałem ukryć zdenerwowanie w głosie.
As przyjrzał się swoim paznokciom. Po kilku sekundach uniósł wzrok i podszedł bliżej mnie. Z tej odległości mogłem dojrzeć nawet małą bliznę koło kącika prawego oka.
- Wszystko musisz wypominać? - spytał.
Mimo to, że tego nie okazywał, widziałem głęboki żal, który próbował ukryć.
- Jestem tylko zaskoczony... - zacząłem.
- Ty zawsze jesteś tylko zaskoczony! Nigdy nie ukazujesz uczuć, POTWORZE! - zaczął wrzeszczeć.
Odwrócił się i wybiegł z wielkiego pomieszczenia. Jego wuj i brat spojrzeli się na mnie jak na złoczyńcę.
- WYNOCHA! - wydarłem się.
Mężczyźni potykali się jeden o drugiego, by tylko wydostać się z sali.
- Chcę pobyć sam. - powiedziałem do straży.
Wyszli z wahaniem. Skierowałem się do moich pokoi. Usiadłem na łóżku. Podbiegł do mnie mój kot Stefan. Był świetny. Cały czarny i te jego oczy... ech... jedyny był wierny!
Usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
- Mówiłem, że chcę pobyć sam! - krzyknąłem.
Poczułem uderzenie w lewą skroń. Zobaczyłem przed upadkiem twarz oprawcy.
- Ty zdrajco... - zdążyłem powiedzieć.
Bałem się tego najbardziej, była to twarz Asa.
#
- Wstawaj! - Poczułem mocne kopnięcie w brzuch.
Otworzyłem oczy. Przede mną stał As.
- Jak śmiesz! Jesteś moim podwładnym! - krzyknąłem.
As zaśmiał się pogardliwie. Typowe, ale, że to on wbija mi nóż w plecy?
- Zawsze byłem ci wierny. Jak pies, ty mnie za to odrzuciłeś. - Spojrzał się na mnie przez ramię.
To była prawda. Podparłem się ściany i wstałem. Podeszłem do niego.
- A-ale czemu mi to robisz? - Spytałem się, pochylając głowę.
As podszedł jeszcze bliżej, tak, że nie było już dzielącego nas dystansu. Byłem o dziesięć centymetrów niższy.
- Czemu ty jeden się mnie nie boisz? - spytał się szeptem.
Nie dał mi czasu na odpowiedź. Pochylił się i mnie pocałował. Wplótł swoje dłonie w moje włosy. Kochałem go... Nie! Nie mogłem! Odepchnąłem go gwałtownie.
- Już mnie nie kochasz, Ir? - spytał.
- Nienawidzę cię! - Krzyczałem próbując powstrzymać łzy.
On to zrobił, by mnie upokorzyć.
- Kim ty jesteś? To nie ty, As... - powiedziałem.
As-Nie-As zaśmiał się pogardliwie.
- Oczywiście, że to nie ja.- powiedział dziecięcym, żeńskim głosem.
Postać Asa zmieniła się w małą dziewczynkę. Jej złote włosy i czerwone oczy przerażały. Wyglądała jak piękna porcelanowa lalka.
- K-kim jesteś? - spytałem.
- Nie poznajesz Sydonii? Białej damy? Ja nią jestem. Tak wyglądałam jak byłam mała. Jestem wieczną... - powiedziała.
Cofnąłem się pod ścianę. Otworzyłem szeroko oczy. Biała dama... ona nie żyła! Została ścięta i spalona!
- T-to nie możliwe! - powiedziałem.
- Pomogę ci, Irze. - Powiedziała dotykając dwoma palcami moje czoło.
Wtedy ogarnęła mnie ciemność.
~~~~
Tadam! TRzeci bohater odkryty. I co sądzicie?
Pozdrawiam.
Ciekawy rozdział :3
OdpowiedzUsuńTaki... dużo się wydarzyło :D
...
Podoba mi się.
Stwierdzam iż lubię Asa, jeśli to on był tym Asem na początku :>
W każdym razie Ir też mi się wydaje w porządku.
Czekam na next, buziaczki. ^^
Oj jak mi milutko ^^
UsuńJeszcze się przekonasz ;3
Oj nie wiem. Mam mieszane uczucia :D Zobaczymy co będzie dalej ;)
OdpowiedzUsuńOj! To chyba źle o.O
UsuńNie! Przecież nie do wszystkich bohaterów muszę zapałać miłością, prawda? :D
UsuńTak ^^ Poza tym, dopiero go poznałaś ;)
UsuńI tak o to wreszcie przeczytałam XD
OdpowiedzUsuńJak dla mnie to jest tylko coraz więcej, więcej i więcej pytań :D
Czekam na kolejne rozdziały :)