piątek, 16 maja 2014

Dla kamulaka

Cześć.
Ta notka jest przeznaczona dla świetnej koleżanki. Kamili. Świetnej blogerki. Czyli kamulaka. Jej blogi: Tam gdzie ukryte są moje demony. i... jakiś blog z angielską nazwą... nie pamiętam nazwy ;-;
*Spóźnione*
WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI URODZIN ^^
Mimo, że  Twoje urodziny już były, życzę Ci *wstawić tu znaną formułkę*
Całusy,
Eris
P.S. Czemu to zdanie mnie tak rozwala? Może dlatego, bo koleżanka z klasy powiedziała, że jest jedyną Aminą...

sobota, 10 maja 2014

Rozdział I - Koronacja

Część II.
Ir.
- Gdzie ona jest?! Mieliście ją tu przywieść, idioci! - darłem się na wysłanników.
   Byli to trzej mężczyźni. Tylko dwoje schylili głowę, ukazując pokorę.
   Trzeci zaś - patrzał mi prosto w oczy. Był niegdyś moim najlepszym przyjacielem, oczywiście przed moją koronacją.  Jego pomarańczowo - czerwone oczy patrzały na mnie wyzywająco. Na ustach igrał delikatny uśmiech, który mnie sfrustrował. Jego niemal białe włosy urosły znacznie. Każdy dotyk go zmieniał. Kiedyś miał delikatne rysy, teraz szlachetne. Było to strasznie krępujące stać koło kogoś o tak niezwykłej urodzie.
   Koło niego jego wuj, Bard, i brat, Aer, zaczęli się wiercić. Podobni do siebie jak dwie krople wody. Oczy zielone, włosy brązowe, kilka piegów na polikach. Tak najłatwiej opisać ich wygląd. Nie wyróżniali się niczym szczególnym.
- Czego chcecie? - spytałem się niezbyt przyjaźnie.
- Przywódco, to przez Asa nie wykonaliśmy zadania. - powiedział skrępowany Aer.
   Spojrzałem się na białowłosego pytająco. As zmrużył oczy i wzruszył ramionami. Podszedł bliżej i klęknął.
- Tak, to moja wina! Miłościwy panie, zlituj się nade mną! - krzyknął ironicznym głosem.
- Nie rób ze mnie debila, As. Moja cierpliwość ma granice - powiedziałem szeptem. - Coś ty zrobił?
   As wstał z kolan i otrzepał spodnie. Odwrócił się do wuja i poczekał aż Bard kiwnie głową. Taka tradycja.
- Powiedziałem, że nie będę służył bękartowi. - powiedział, warząc słowa.
   Nie wierzyłem własnym uszom - As poniżył kogoś ze względu na pochodzenie. Sam wiedział, że nie warto oceniać kogoś po wyglądzie, wyznaniu i pochodzeniu. Sam pochodziłem od ateistów, a władałem ludem wzorowanym na Ablu. Ludzie, wtedy nastolatkowie, zmienili się nie do poznania. Zaczęli wierzyć. Wzorowanym na bratobójcy nic to nie dało. Tylko mój lud otrzymał łaskę.
- Sam byłeś poniżany... - próbowałem ukryć zdenerwowanie w głosie.
   As przyjrzał się swoim paznokciom. Po kilku sekundach uniósł wzrok i podszedł bliżej mnie. Z tej odległości mogłem dojrzeć nawet małą bliznę koło kącika prawego oka.
- Wszystko musisz wypominać? - spytał.
   Mimo to, że tego nie okazywał, widziałem głęboki żal, który próbował ukryć.
- Jestem tylko  zaskoczony... - zacząłem.
- Ty zawsze jesteś tylko zaskoczony! Nigdy nie ukazujesz uczuć, POTWORZE! - zaczął  wrzeszczeć.
   Odwrócił  się i  wybiegł z wielkiego pomieszczenia. Jego wuj i brat spojrzeli się na mnie jak na złoczyńcę.
- WYNOCHA! - wydarłem się.
   Mężczyźni potykali się jeden o drugiego, by tylko wydostać się z sali.
- Chcę pobyć sam. - powiedziałem do straży.
   Wyszli z wahaniem. Skierowałem się do moich pokoi. Usiadłem na łóżku. Podbiegł do mnie mój kot Stefan. Był świetny. Cały czarny i te jego oczy... ech... jedyny był wierny!
   Usłyszałem trzaśnięcie drzwi.
- Mówiłem, że chcę pobyć sam! - krzyknąłem.
   Poczułem uderzenie w lewą skroń. Zobaczyłem przed upadkiem twarz oprawcy.
- Ty zdrajco... - zdążyłem powiedzieć.
   Bałem się tego najbardziej, była to twarz Asa.
#
 - Wstawaj! - Poczułem mocne kopnięcie w brzuch.
   Otworzyłem oczy. Przede mną stał As.
 - Jak śmiesz! Jesteś moim podwładnym! - krzyknąłem.
   As zaśmiał się pogardliwie. Typowe, ale, że to on wbija mi nóż w plecy?
 - Zawsze byłem ci wierny. Jak pies, ty mnie za to odrzuciłeś. - Spojrzał się na mnie przez ramię.
   To była prawda. Podparłem się ściany i wstałem. Podeszłem do niego.
 - A-ale czemu mi to robisz? - Spytałem się, pochylając głowę. 
   As podszedł jeszcze bliżej, tak, że nie było już dzielącego nas dystansu. Byłem o dziesięć centymetrów niższy.
 - Czemu ty jeden się mnie nie boisz? - spytał się szeptem.
   Nie dał mi czasu na odpowiedź. Pochylił się i mnie pocałował. Wplótł swoje dłonie w moje włosy. Kochałem go... Nie! Nie mogłem! Odepchnąłem go gwałtownie.
 - Już mnie nie kochasz, Ir? - spytał.
 - Nienawidzę cię! - Krzyczałem próbując powstrzymać łzy.
   On to zrobił, by mnie upokorzyć.
 - Kim ty jesteś? To nie ty, As... - powiedziałem.
   As-Nie-As zaśmiał się pogardliwie.
 - Oczywiście, że to nie ja.- powiedział dziecięcym, żeńskim głosem.
   Postać Asa zmieniła się w małą dziewczynkę. Jej złote włosy i czerwone oczy przerażały. Wyglądała jak piękna porcelanowa lalka.
 - K-kim jesteś? - spytałem.
 - Nie poznajesz Sydonii? Białej damy? Ja nią jestem. Tak wyglądałam jak byłam mała. Jestem wieczną... - powiedziała.
   Cofnąłem się pod ścianę. Otworzyłem szeroko oczy. Biała dama... ona nie żyła! Została ścięta i spalona!
 - T-to nie możliwe! - powiedziałem.
 - Pomogę ci, Irze. - Powiedziała dotykając dwoma palcami moje czoło.
   Wtedy ogarnęła mnie ciemność.
~~~~
Tadam! TRzeci bohater odkryty. I co sądzicie?
Pozdrawiam.

wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział I - Koronacja.

Część I.
Miasto - państwo: Brytania.
Gloria.

   Byłam sama. Moje krzyki mi nie pomagały. Czułam obsesyjny strach... Biłam dłońmi o ściany paznokćmi, rozoranymi do krwi.
   Zamknęli... Potraktowali jak psa!
- Ja jestem przywódczynią! -  krzyczałam.
   Zalana łzami, upadłam i uderzyłam głową o metalową podłogę. Tak, metal jest tu bym nie próbowała uciec.
  Podniosłam się na tyle, że kucałam. Zaczęłam się kołysać.
Ach, śpij malutka...
   Powtarzałam te słowa jak mantrę, gdy nadszedł pierwszy ból.
- Zdrajczyni! - Usłyszałam po raz ostatni.
#
Kilka dni później.
Risa.
   Siedziałam spokojnie i rozmyślałam. Byłam właśnie przed koronacją. Moja matka była zbyt chciwa, by odpuścić ten tytuł. Przywódczyni... Czemu ja? Nie byłam jej  jedynym dzieckiem. Byłam najmłodszą z piątki. Nie dałaby mi rządzić. Sama zabiła swego męża, mojego ojca, by samodzielnie rządzić.
- Panienko, już pora. - powiedziała Sinett.
   Spojrzałam na nią. Była przepiękną młodą kobietą o tycjanowych włosach, sięgających pasa. Jej szczerozłote oczy, warte pozazdroszczenia, zawsze się śmiały. Usta miała pełne, o pięknym czerwonym kolorze. Odziana była w długą jasnozieloną suknię dla służby. Mimo tak skromnego stroju zawsze wyglądała przepięknie. Nie wyglądała na służącą. To ona powinna być przywódczynią.
- Naprawdę? Tak szybko mija czas? - spytałam się.
   Sinett tylko uśmiechnęła się i przechyliła głowę, by mi się przyjrzeć. Czułam się onieśmielona.
   Nigdy nie lubiłam, jak ktoś mi się przyglądał. Nienawidziłam siebie. Przez mój lewy policzek przebiegała gruba blizna. Pamiętam kto ją stworzył. Do tego dnia mam koszmary. Zrobiła ją, nie kto inny, tylko moja matka. Gloria. Waleczna kobieta o niezłomnym charakterze i prawym sercu. Tak o niej mówią. Śmiać się chce. Zraniła mnie. Prawie zabiła. Niby to jest osoba prawa? Nie. Nienawidziłam jej.
- Panienko! Trzeba panienkę jeszcze uczesać. - wyrwała mnie z zamyślenia służąca.
   Wstałam i  udałam się za nią do sąsiedniego pomieszczenia. Usiadłam przed wielkim lustrem. Z odbicia patrzała na mnie obca osoba. Nigdy nie zgadzałam się z moją płcią. Moje kręcone, ciemnobrązowe włosy opadały na wątłe ramiona. Orzechowe oczy ukrywały głęboki żal i smutek, przez co wyglądałam na starszą. Blizna zatrzymywała wzrok. Długa, różowa, nie do ukrycia. Moja skóra, nie pozwalała ukryć żadnej wady. Całość dopełniały delikatne rysy. Byłam dziewczyną o urodzie której się nie zapomina.
   Sinett w końcu stanęła z tyłu i zaczęła bawić się moimi włosami.
Jak ja tego nienawidzę. - pomyślałam.
   Skrzywiłam się i spojrzałam się na efekt końcowy.
- Szybko ci poszło,  Sinett. -  powiedziałam szczerze zdziwiona.
   Moją twarz okalały teraz piękne loki. Upięte ku górze włosy, czyniły mą twarz pociągłą. Blizna nie rzucała się aż tak w oczy. Dotknęłam delikatnie włosów, zakręciłam jeden kosmyk wokół  palca. Były takie delikatne i miękkie. Niemożliwe! Dotknęłam jeszcze raz i drugi i trzeci. Kręciłam i zawijałam nie wierząc.
- Jesteś cudotwórczynią, Sinett! - Krzyknęłam, rzucając się służce na szyję.
- To nic takiego... - powiedziała zawstydzona.
   Puściłam ją i zakręciłam się. Zatoczyłam się i upadłam na podłogę. Zaczęłam się śmiać. Poczułam uważny wzrok służki.
- Panienko, nie możesz się tak bawić, bo zniszczysz suknię, którą dla ciebie uszyłam. - powiedziała załamana.
   Uśmiechnęłam się przepraszająco. Wstałam i otrzepałam suknię z kurzu. Delikatny materiał z którego została wykonana błyszczał delikatnie. Była z jedwabiu. Biały z czerwonymi elementami. Suknia była długa, ciągła się po ziemi. Wykonałam jeszcze kilka obrotów, po sprawdzeniu stanu i spojrzałam na klepsydrę odmierzającą czas do koronacji. Była już prawie pusta.
- O nie! Spóźnię się! - krzyknęłam zrezygnowana.
   Sinett gdy to usłyszała prawie wypchnęła mnie z pokoju.
- Leć. - powiedziała ze swoim stoickim spokojem.
   Biegnąc obejrzałam się i jej pomachałam. Musiałam "lecieć" dobre kilka minut. Gdy stanęłam wreszcie przed mosiężnymi wrotami dopadły mnie wątpliwości.
A co jeżeli się pomylę? - myślałam.
   Po chwili wahania weszłam przez drzwi. Cała sala ustrojona była śnieżnobiałymi różami. Zdradzieckie chwasty. Matka je uwielbiała. Powiedziała mi kiedyś:
- Pamiętaj,  róże kuszą swą urodą i wdziękiem, lecz jak będziesz ich potrzebować, one cię opuszczą. Na tym świecie jest wiele róż.
    Poza tymi chwastami, byli tam również ludzie. Czarni i biali, bogaci i biedni, chorzy i zdrowi. Każdy musiał być na koronacji. Nie ważne od płci, od orientacji, od wieku. Byli tylko pionkami.
   Widząc zachęcający uśmiech kapłana, przeszłam przez środek sali. Czułam na sobie uważny wzrok każdego obecnego, chłonący każdy mój krok. Gdy dochodziłam o mało nie potknęłam się o stopę któregoś z gości. Po tym małym incydencie stanęłam koło kapłana.
- Proszę o uwagę! - krzyknął. - każdy wie, dlaczego tu jesteśmy. Warzą się losy naszego klanu. Po zniknięciu przywódczyni Glorii, uznaliśmy, że Risa będzie najlepszą kandydatką. Dziś złoży śluby, które na zawsze zwiążą ją z klanem.
    Każdy z obecnych podniósł dłoń pokazując ugięte palce.
- Cztmy będziesz nas bronić?! - krzyknęli chórem.
- Tak. - odpowiedziałam.
- Czy zawsze przemyślisz swoje decyzje?!
- Tak.
- Czy będziesz umiała przyznać się do błędu?!
- Tak.
- Najwyższy kapłanie, ona jest godna! - krzyczeli razem.
   Rozejrzałam się i ujrzałam same uśmiechnięte twarze.
- Riso, córko mężnej Glorii, wnuczko prawej Auty,czy zgadzasz się na obowiązki i przywileje przywódcy? - spytał kapłan.
- Tak. - Powiedziałam uśmiechnięta.
   Kapłan podszedł z małym pudełeczkiem i wyciągnął z niego pierścień z szafirem. Włożył mi go na palec i wspólnie odkręciliśmy się do ludu.
- Powitajcie oto przywódczynię Risę! - krzyknął kapłan.
   Zauważyłam jedną osobę, która się nie uśmiechała. Wyglądała na zniesmaczoną.
- Nie będę służyć bękartowi. - Powiedział młody chłopak, wprawiając wszystkich w osłupienie.
–---------–-------—-----
Spóźniony 1 rozdział... pisany kilka razy -.- przez usunięcie się. Nie jest zbyt zachwycający.
Pozdrawiam.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Prolog - Apokalipsa

  "Opłakiwanie zagłady Babilonu"
 I będą płakać i lamentować nad nią królowie ziemi,
którzy nierządu z nią się dopuścili i żyli w przepychu,
kiedy zobaczą dym jej pożaru.
 Stanąwszy z daleka ze strachu przed jej katuszami, powiedzą:
"Biada, biada, wielka stolico,
Babilonie, stolico potężna![...]
Apokalipsa św. Jana: 18, 9-10



 Wszyscy ludzie na ziemi gorączkowo się modlą. Nie ważne w jakim wieku, o jakim kolorze skóry, mężczyzna czy kobieta. Tego dnia stanowią jedność. Porzucili wszystko, by prosić Stwórcę o przebaczenie. Muzułmanie, żydzi, chrześcijanie, prawosławie, można by ich wymieniać w nieskończoność. Wierzący czy nie.
    Bóg nie okazał łaski. Zmienił się. Klęczą błagając o litość, a przez lata uważali go za miłosiernego.
    Matki zawodzą, bojąc się o los swoich cór i synów, ojcowie, już na skraju wytrzymałości, przytrzymają je przed upadkiem.
 To jest ten kochający Bóg? - każdy zadaje sobie to pytanie.
    Tylko osoby głęboko religijne odrzuciły obawy i nie mogą doczekać się spotkania ze Stwórcą. Nie boją się o nic. Idą do przodu. Tak jak podczas baroku, biczują i modlą zagorzale.
    Wtem z nieba spadają krople. Nie deszczu, jak niektórzy sobie wyobrażają, tylko krwi. Dorośli zakrywali dzieci, aby na nie spadła krew, udało im się uratować tylko dzieci do lat szesnastu.
 - Boże! Boże, ratuj nas nędzników, składających ci pokłony! - krzyczą niektórzy.
   To już było pewne, zaczęło się. W każdej stolicy, mieście, wiosce, ludzie zbierali się razem,  by nie dosięgnął ich ogień, rozpalony tak samo nagle, jak i zaczęła padać krew. Nie postąpili honorowo, starcy i kobiety zostali na przodzie, nie mogąc zadecydować o swoim losie. Po za tym mordowali, grabili i gwałcili.
    Ogień jednak rozprzestrzeniał się coraz dalej. Spalał, naznaczonych krwią. Zostały tylko dzieci, wybrane przez Boga. Mimo ognia i dymu, przeżyły.
    W jednej chwili ziemia była ugaszona, lecz jałowa. W drugiej, porastały ją już drzewa, kwiaty, góry drapały niebo. Rzeki, strumyki, jeziora i oceany nie były już zanieczyszczone. Nie było już śladu tamtej ery. Po apokalipsie, rozpoczęło się nowe życie.
    Bóg uznał dzieci za niewinne i tak jak nauczał Adama i Ewę, uczył je. Jednak szybko zawiedli stwórcę. Podzielili się na dwie grupy. Jedni wdali się w Abla, a drudzy w Kaina. Dzieci wzorowane na bratobójce, popełnili ten grzech tak szybko... za szybko.
   Dziś moi drodzy opowiem Wam historię, nie znającą szczęśliwego zakończenia, o dwójce nastolatków - przywódców. Czasy te są tak odległe, że nawet ja nie powinienem ich znać. Te dzieci zapomniały co to szczęście i matczyna miłość. Tylko ja, Śmierć, je pokochałem.


--------
I tak zaczynam kolejne opowiadanie...
Są tu powtórzenia, wiem, ale one są zrobione specjalnie! :)
Opowiadanie takie jak inne, ot co!
Nic pomysłowego...
No to mam nadzieję, że się spodoba!
Pozdrawiam!